Często im bardziej kochasz bliską osobę, tym jest Ci trudniej udzielać jej wsparcia we właściwy sposób. Wynika to głównie z Twojego buntu przeciw depresji. Nie akceptujesz zmiany, która zaszła w Twoim bliskim. A ponieważ nie możesz się z nią pogodzić, głębszy sens wszystkiego, co mówisz i robisz, zawsze jest następujący: „Bądź znowu normalny, chcę cię mieć z powrotem takiego jak dawniej”. Żeby móc właściwie odnosić się do bliskiej osoby, należy zaakceptować jej chorobę.
Nie byłby to taki problem, gdyby w Twoim bliskim zaszła zmiana na lepsze. Niestety jest odwrotnie. Shakespeare trafia w sedno, wkładając w usta jednej z głównych postaci dramatu Kupiec wenecki słowa:
„Tak bezrozumnym mnie ta smętność czyni, że z trudem tylko poznaję sam siebie”
(Shakespeare, akt I, sc. I, tłum. M. Słomczyński).
Podtrzymuj kontakt
Czy sam byłeś kiedyś chory? Albo czy było kiedyś tak, że na skutek złamania nogi lub ręki musiałeś prosić innych o pomoc? Jeśli tak, czy pamiętasz jeszcze, jak to jest być zmuszonym prosić o pomoc? Prawdopodobnie wiesz, że to wywołuje ambiwalentne uczucia: chcesz pomocy, a zarazem nie chcesz. I to właśnie w odniesieniu do otrzymywanej pomocy osoby w depresji przeżywają w dwójnasób i w trójnasób.
Słynny holenderski psychiatra, Piet Kuiper, który sam był kiedyś w ciężkiej depresji, wyznaje w swojej autobiograficznej książce, że i on tego doświadczał.
„Kontakt z osobą, która cierpi na depresję, z wielu powodów jest niezwykle ciężkim brzemieniem. Cokolwiek by się nie zrobiło, zawsze będzie nie tak. Depresyjny pacjent po prostu trzyma się z dala od wszelkich kontaktów. Jeśli jednak się go nie odwiedza, czuje się opuszczony. Kiedy cierpiałem na urojenia, że jestem martwy, osobom, które chciały mnie odwiedzić, mówiłem: „Nie musisz przychodzić, mnie tu już nie ma”. Jeśli natomiast nie proponowano mi odwiedzin, wyciągałem z tego wniosek, że: „jestem naprawdę nieżywy, bo nikt o mnie nie dba”. Ludzie, którzy mnie odwiedzali, opowiadali mi później, że przychodzili do mnie na ołowianych nogach, bo nie do zniesienia było dla nich obserwowanie, jak dalece padłem ofiarą lęków i urojeń. Ale mimo wszystko podtrzymywanie kontaktu z chorym jest znacznie lepsze niż unikanie go, nawet jeśli chory nie do końca te kontakty akceptuje. Także partner i przyjaciele pacjenta czują się pozostawieni samym sobie, jeśli się nim nie interesujemy, a argument: „Wypadło mi to z głowy” jest uprzejmy, ale fałszywy. Oczywiście, każdemu jest ciężko, gdy musi poinformować innych, że ktoś, kogo bardzo kocha, „zwariował”, ale jeszcze gorzej jest zostać samemu ze swoim bólem i zmartwieniem”.
Przesłanie jest jasne: ważne, żeby podtrzymywać kontakt z chorym, nawet jeśli jest to znacznie bardziej uciążliwe niż dawniej, także wówczas, gdy Twój bliski w żaden sposób nie okazuje, że potrafi to docenić. Podtrzymuj kontakt również wtedy, kiedy inicjatywa spotkania za każdym razem wychodzi od Ciebie. W czasie depresji obowiązują odmienne zasady: Twój bliski nic nie może poradzić na to, że jest zamknięty w sobie i nie jest w stanie podjąć żadnej inicjatywy. Nie wchodzi tu w grę niechęć, ale niemożność.
Depresyjny pacjent bardzo obrazowo opisał mi kiedyś, jak ważne były dla niego kontakty z ludźmi, którzy się o niego troszczyli, chociaż w danej chwili nie potrafił tego okazać. „W okresie mojej najgłębszej depresji znajdowałem się jakby w głębokim, ciemnym dole. Od czasu do czasu nad brzegiem dołu dostrzegałem jakąś twarz. To dawało mi nadzieję. Czułem, że nie jestem już zupełnie sam. Wiedziałem, że poza moją jamą jest życie i że ktoś tam na mnie czeka”.
Nie osądzaj
Depresja może budzić silne sprzeczne emocje: najchętniej uciekłbyś jak najdalej, ale równocześnie chcesz pomóc. To normalne. Widzisz, że człowiek, którego kochasz, zmienił się i odsunął od Ciebie, co rodzi lęk. Chciałbyś uciec, ale z tego samego powodu chciałbyś także pomóc. Chętnie powiedziałbyś depresji „Stop!” i zobaczył, że bliski jest znowu taki jak dawniej. Ale nie wiesz, jak możesz pomóc – a wręcz: czy w ogóle możesz pomóc.
Dręczy Cię tyle wątpliwości. Co trzeba mówić? Co robić? Czy należy chorego mobilizować lub dopingować? Czy trzeba naciskać jeszcze mocniej? A jeśli to robisz, czy nie uzależniasz go zbytnio od siebie? Czy nie przyczyniłeś się do jego choroby? Jak długo potrwa, zanim mu się polepszy? Czy w ogóle będzie kiedyś lepiej? Czy też może będzie jeszcze gorzej? Jak wysokie jest ryzyko samobójstwa? Czy możesz temu zapobiec?
Martwisz się też o siebie: Czy sprostasz tej sytuacji? Co masz robić, kiedy dzwoni do Ciebie do pracy? Czy powinieneś poinformować swoich kolegów i szefa? Czy przypadkiem sam nie „zarazisz się” depresją i nie załamiesz się?
Jeśli masz dzieci, prawdopodobnie martwisz się również o nie. Czy poświęcasz im wystarczająco dużo uwagi? Czy zmiana atmosfery w domu się na nich nie odbija? Jak można maksymalnie ograniczyć wpływ choroby na nie? Czy masz im tłumaczyć, co to jest depresja? A jeśli tak, to jak to najlepiej zrobić?
Niestety, nie ma idealnych odpowiedzi na wszystkie te pytania. W dużej mierze trzeba się kierować własną intuicją i obserwować, co się sprawdza, a co nie. Zapytaj też siebie, co działa na Ciebie najlepiej, gdy czujesz się przygnębiony i nieszczęśliwy, a co wywołuje negatywne uczucia.
Najtrudniejsze, a zarazem najważniejsze jest to, żeby w żadnej sprawie nie osądzać. Bo jeśli to czynisz, druga osoba czuje się jeszcze bardziej opuszczona, podczas gdy właśnie teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje bliskości.
O czym rozmawiać?
To zrozumiałe, że próbujesz schodzić z drogi człowiekowi w depresji. Spotkania z nim nie są radosne, a rozmowy pochłaniają więcej energii niż zazwyczaj. Poza tym, o czym tu rozmawiać? Czy można mówić także o sobie, czy też jest to bezcelowe, gdyż Twój bliski nie jest tym zainteresowany i po takiej rozmowie byłby tylko jeszcze bardziej przybity?
Rozmawiajcie o tym samym, co dawniej. Jeśli wcześniej głównymi tematami Waszych rozmów były dzieci, rodzina, praca i inni ludzie, to również teraz o tym mówcie. Staraj się mówić tym samym tonem co dawniej, unikając tonu nadmiernie zaniepokojonego, dramatycznego i poważnego. Można się śmiać tak samo jak dawniej. Dzięki temu depresyjny członek rodziny nadal uczestniczy w życiu.
Być może frapuje Cię jeszcze jedna kwestia: czy należy podejmować temat depresji, czy też lepiej go unikać? Owszem, z pewnością należy się odnieść do aktualnego stanu psychicznego rozmówcy. Nie zaczynaj jednak od pytania: „Jak się masz?”. Prawie zawsze otrzymasz rozczarowującą odpowiedź. W 99 pro-centach przypadków osoba w depresji odpowie: „Dobrze”. Sami tak odpowiadamy, gdy ktoś zada nam takie pytanie. Przez lata nauczyliśmy się, że „Jak się masz?” to pytanie grzecznościowe, na które oczekuje się standardowej odpowiedzi.
Lepiej zadać pytanie, w którym zawrzesz to, co widzisz lub czujesz, np.:
– Jesteś bledszy niż zwykle i mówisz jakoś ciszej. Jak się dziś czujesz?
– Wyglądasz na wyczerpanego, czy mogę spytać, jak się masz?
– Sprawiasz wrażenie, jakbyś nie był sobą, czy dobrze to odbieram?
– Mam wrażenie, że nie najlepiej się czujesz. Czy to prawda?
Takie pytania mogą otworzyć rozmowę. Osoba w depresji dochodzi do wniosku, że naprawdę interesuje Cię to, co się z nią dzieje. Nie są to już tylko puste słowa, ale osobiste pytania, z których przebija autentyczne zainteresowanie.
Możliwe, że mimo to Twój rozmówca będzie trzymał Cię na dystans, bo po prostu nie będzie w nastroju, żeby opowiadać o sobie. Zachowa jednak Twoje pytanie w pamięci i doceni je. „Widocznie jestem jednak dla kogoś ważny”. Zadanie pytania jest więc ważniejsze niż otrzymanie odpowiedzi. Jeśli jednak rozmówca mówi o sobie i o swojej depresji, pozostaje Ci tylko go wysłuchać, zachęcając pomocniczymi pytaniami: „Czy chcesz powiedzieć o tym coś więcej?”. Część ludzi w depresji prawie nie potrzebuje pytań, mówi sama z siebie. Niektórzy opowiadają w kółko tę samą historię.
Jeśli chcesz okazać współczucie, możesz np. powiedzieć: „To musi być dla Ciebie trudne” lub „To fatalnie”. Nie mów, że to rozumiesz, bo wtedy osoba w depresji natychmiast pomyśli: „Nie możesz tego zrozumieć. Nigdy sam tego nie doświadczyłeś”. Powiedz więc raczej: „Próbuję zrozumieć, jak się czujesz, ale obawiam się, że moja wyobraźnia nie jest wystarczająca. To musi być okropne przechodzić przez coś takiego”.
Nie pytaj osoby, która cierpi na depresję, dlaczego jest taka przygnębiona. Na to pytanie nie może dać żadnej odpowiedzi – sama je sobie od dawna zadaje. Lepiej sformułować pytanie tak, żeby odwołać się do jej wewnętrznej siły: „Jak Ci się udało przetrwać do tej pory ten trudny okres? Jak Ty to wytrzymujesz?”. Ona prawdopodobnie odpowie, że stara się nadal jak najlepiej wykonywać wszystkie niezbędne prace w domu lub podtrzymywać kontakty z najlepszymi przyjaciółmi. Albo powie, że stara się mimo wszystko wstawać codziennie o określonej porze, zjeść śniadanie, umyć się, ubrać i wyprowadzić psa. Dzięki takiej rozmowie przypominasz choremu o jego zaletach. Będzie rzeczą pomocną, jeśli szczerze pogratulujesz mu tych wysiłków, gdyż do cierpiącego na depresję może być trudno dotrzeć: komplement wyjdzie mu na dobre. Chory pragnie pochwał, nawet jeśli tego nie okazuje.
Uczono nas zawsze, żeby nie mówić o własnych nieszczęściach, gdy ktoś inny opowiada nam o swoich problemach. To dobra reguła, ale w przypadku depresji można od niej odstąpić. Rzecz w tym, że osoby dotknięte depresją nadal bardzo wstydzą się swojej choroby. Przeprowadzone przez jedną z dużych firm farmaceutycznych badania nad wstydem wykazały, że dla mężczyzn bardziej wstydliwe od depresji są jedynie problemy seksualne (źródło: www.volkskrant.nl).
Wielu osobom mówienie przychodzi znacznie łatwiej, kiedy równocześnie robią coś innego. Jeśli wybierzesz się ze swym depresyjnym bliskim na spacer, wycieczkę rowerową lub znajdziecie sobie jakieś inne wspólne zajęcie, przy którym nie trzeba bez przerwy na siebie patrzeć, rozmowa przebiega znacznie swobodniej. Łatwiej też w takiej sytuacji znieść chwile milczenia. Ponadto zawsze można wtedy bezpiecznie porozmawiać o tym, co widać i słychać wokoło.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego podczas rozmowy lepiej jest coś robić, niż siedzieć naprzeciw siebie: do rozmawiania o trudnościach jesteśmy przyzwyczajeni. Wydaje nam się, że w ten sposób najlepiej możemy pomóc. Bliska osoba w depresji nie zawsze jednak ma na to dość energii. Czasem potrzebuje tylko, żebyś był przy niej. Robienie czegoś wspólnie sprawia, że przebywanie z sobą nawzajem jest przyjemniejsze zarówno dla niej, jak i dla Ciebie: żadne z Was nie czuje się nieswojo.
Nie udzielaj (tanich) rad
Czy sam kiedykolwiek przeżywałeś trudny okres? Na przykład gdy Twoja wielka miłość nie została odwzajemniona, gdy rozpadł się Twój związek, zostałeś oszukany, nie dostałeś pracy, na którą liczyłeś, byłeś bezrobotny lub straciłeś kogoś bliskiego? Czy otrzymywałeś wtedy niechciane porady? A jeśli tak, czy z nich skorzystałeś?
Rozumiesz, do czego zmierzam. Ten, kto boryka się z problemami w życiu osobistym, nie znosi natrętnych rad. Irytują go, ponieważ w podtekście zawierają komunikat: „Ty męczysz się z tym tyle czasu, a ja – nie zastanawiając się nad tym zbyt długo – znam właściwe rozwiązanie”. Bagatelizują problem, z którym się zmagasz. Porady denerwują nas także dlatego, że zaburzają równorzędność relacji. Osoba udzielająca porad stawia się ponad nami, ponieważ „uważa, że wie coś, czego ja nie wiem”. I wreszcie, uważamy porady za irytujące, bo zbyt prędko ucinają naszą historię („Chciałem mu najpierw opowiedzieć, co leży mi na sercu – a on przerwał mi swoją radą”).
Dawanie wskazówek lub porad jest jednak najczęściej popełnianym błędem w kontaktach z osobami w depresji. Manfred Lütz, psychiatra bardzo popularny w Niemczech, wyraził to następująco: „Prawdą jest, że osoby depresyjne cierpią często nie tylko z powodu swojej depresji, ale także przez ludzi »normalnych«, którzy przez swoje »dobre rady« mogą sprawić, że depresja będzie naprawdę nie do zniesienia” (Lütz 2009). Wydźwięk tego typu porad jest często następujący: Nie załamuj się, spójrz na to od pozytywnej strony („Głowa do góry, widzisz wszystko w zbyt czarnych barwach”). Takie uwagi nie pomagają, bo gdyby Twój bliski potrafił zrobić to, co mu się radzi, już dawno by to zrobił.
Dlaczego dajemy rady innym ludziom, chociaż sami czujemy do nich wstręt? Dobrze jest poznać przyczyny, bo wtedy łatwiej jest oprzeć się tej pokusie.
Po pierwsze, kiedy widzimy czyjeś cierpienie lub o nim słyszymy, automatycznie myślimy, że musimy coś zrobić lub powiedzieć. „Nie opowiada mi o swoich kłopotach bez przyczyny – liczy na jakąś radę lub rozwiązanie”. Udzielamy więc rady w przekonaniu, że druga osoba oczekuje pomocy w takiej właśnie formie.
Poza tym ofiarowanie komuś jakiejkolwiek pomocy daje nam poczucie samozadowolenia. Nasz mózg wytwarza wtedy substancje, dzięki którym czujemy się szczęśliwsi. Gdy udzielamy porad, być może nie pomagamy przez to drugiej osobie, ale bardziej istotne jest dla nas to, że pomagamy sobie. Bliższa koszula ciału. Co więcej, dając radę, podajesz piłkę z powrotem do rozmówcy („Wysłuchałem Twojej historii i udzieliłem Ci rady – teraz kolej na Ciebie”). Przez radę wyzwalamy się z poczucia bezsilności („A jednak można coś z tym zrobić!”).
Najważniejszym powodem, dla którego zawsze i wszędzie jesteśmy skłonni udzielać rad, jest jednak to, że nasz mózg kocha szybkie rozwiązania! Chcemy się jak najszybciej pozbyć problemów, w ten czy inny sposób. A to jest szczególnie prawdziwe w kontekście problemów, które mogą być dla nas obciążeniem i stanowią zagrożenie dla naszego dobrego samopoczucia. Jeśli więc mamy do czynienia z bólem i cierpieniem psychicznym, nasz umysł gorączkowo poszukuje sposobów, by nie dopuścić do siebie cierpienia. To cecha właściwa człowiekowi, ponadczasowa i uniwersalna.
Z wymienionych wyżej względów niezwykle trudno jest zachować swoje rady dla siebie. Jak każdy, również ja wiele razy miałem do czynienia z psychicznym cierpieniem w rodzinie i w gronie przyjaciół. I choć od dawna wiem, że ludziom nie pomaga udzielanie rad, ciągle łapię się na tym, że chcę dawać jakieś wskazówki. I muszę także przyznać, że robiłem to regularnie, choć wiem, że nie powinienem. Tak trudno jest stać i przyglądać się bezsilnie, zwłaszcza gdy chodzi o kogoś, kogo się kocha. Zwłaszcza wtedy pragnie się, żeby cierpienie jak najszybciej się skończyło.
Trzeba więc sobie przebaczyć wszystkie momenty, kiedy wpadaliśmy i jeszcze wpadniemy w tę pułapkę. Postanówmy tylko nie robić tego więcej. Ugryźmy się w język, kiedy ciśnie nam się na usta dobra rada.
Być może zastanawiasz się, co w takim razie należy mówić, skoro nie powinno się dawać rad, a wyświechtane frazesy są również zakazane. Aby wskazać pewne możliwości, w poniższej tabeli zestawiłem wiele niestosownych sformułowań, a obok każdego z nich podałem lepszą propozycję. Należy również pamiętać, że czasami nie trzeba w ogóle nic mówić. W tym miejscu przychodzą mi na myśl słowa wypowiedziane kiedyś w telewizji przez holenderską dziennikarkę Inge Diepman. Swoim przyjaciółkom, które chciały ją pocieszyć po stracie nowo narodzonego dziecka i przyznawały się, że nie wiedzą, jak to zrobić, powtarzała: „Przyjdź z pustymi rękami, a ja napełnię je swoimi opowieściami i łzami”.
Wypowiedzi niestosowne
|
Wyrażenia godne polecenia
|
To przecież nic takiego. | Faktycznie, brzmi to nie najlepiej. |
Nie jest wcale tak źle. | Masz ciężko. |
Mogło być gorzej. | Chciałbym móc coś dla Ciebie zrobić. |
Widać światło w tunelu. | Spróbuję Ci pomóc przez to przejść. W każdym razie będę się starał pomagać. |
Zobaczysz, wszystko znowu będzie dobrze. | Możesz na mnie liczyć. Powiedz mi, co mam robić. Będę przy Tobie, kiedy będziesz mnie potrzebował. |
Wiem, że to przejdzie. | Kocham Cię (połącz to z pieszczotą). Jestem przy Tobie. |
Potrzebujesz czegoś, co sprawi Ci radość. | Życie jest czasami tak niesprawiedliwe i tak ciężkie. Może przejdziemy się na spacer? |
Przyjmuj rzeczy takimi, jakimi są! | Niektóre rzeczy są trudne do pojęcia. I prawie nie do wytrzymania. |
Nic na to nie poradzisz. | Wygląda na to, że jest Ci strasznie ciężko. |
Taka jest wola Boga. | Trudno w to uwierzyć. |
Może teraz, kiedy zamknęły się przed Tobą jedne drzwi, otworzą się inne. | Jest jeszcze za wcześnie, żeby myśleć o przyszłości. Mogę poczekać. Rób to, co możesz robić dzisiaj. Mogę Ci pomóc, jeśli chcesz. |
Jest jak jest i nic się nie da zrobić. | Nie wiem, co mam powiedzieć, ale mieszkam w pobliżu. Wystarczy jeden telefon – i wsiadam w samochód. Nie jesteś sam. |
Huub Buijssen
polecamy: