Czego się boisz? No właśnie, czego? W pierwszym odruchu powiesz to, co jest dla ciebie powierzchownie oczywiste. Boję się wychodzić z domu, boję się, że mam atak serca, raka mózgu czy żołądka, boję się, że zrobię jakieś głupstwo pod wpływem obsesyjnych myśli itd.
Ale sam wiesz, że ta odpowiedź jest nieprecyzyjna i nie opisuje dobrze tego, co odczuwasz. W pierwszym etapie choroby może w ogóle nie byłeś pewny, że o uczucie lęku tu chodzi. Byłeś może całkiem przekonany, że rzeczywiście coś złego się z twoim organizmem dzieje. Potem przeszedłeś serię badań i za każdym razem okazywało się, że fizycznie wszystko jest w porządku. Mimo to się boisz. Zrozumiałeś już to uczucie. Na poziomie racjonalnym wiesz, że nic złego z tobą się nie dzieje. Po kolejnych diagnozach racjonalnie przyjąłeś i zaakceptowałeś fakt fizycznego zdrowia. Jednym to zabiera więcej czasu, innym mniej, ale ostatecznie hipoteza o somatycznej przyczynie fatalnego samopoczucia upada. Świadomie wiesz, że obawa przed tym, że coś ci się stanie, skoro tylko oddalisz się od swojego domu, jest bezzasadna, a przynajmniej bardzo mało zasadna. Czego więc się boisz?
Swoich wyobrażeń.
Zastanów się nad tym. Nie znasz żadnego z tych doświadczeń, które na ciebie rzekomo czyhają. Nie miałeś nigdy ataku serca, więc skąd wiesz, czego tak naprawdę się bać? Byłem kiedyś świadkiem, jak podczas spotkania rodzinnego zmarł na atak serca pewien starszy człowiek. Nagle stracił w czasie tańca przytomność i zmarł. Nie cierpiał, nie bał się, nie wyczekiwał. Stracił przytomność i zmarł. Gdyby akcja reanimacyjna się powiodła, wróciłaby mu świadomość i zapewne nie pamiętałby nawet, kiedy ją stracił. Gdzie tu miejsce na strach? Nie ma. Miejsce na strach jest tylko wtedy, gdy pomyślisz sobie, że ciebie mogłoby to spotkać. Gdy wchodzisz myślami w mrok wyobraźni i gdy towarzyszą temu mroczne uczucia. To ich się boisz. Nie jesteś gruboskórny i masz wyobraźnię bogatą. Mógłbyś ją wykorzystywać twórczo w różnych dziedzinach, może zresztą to robiłeś… Niestety, wskutek takich czy innych okoliczności stałeś się jej więźniem w nerwicy lękowej.
Podobnie jest z opuszczeniem domu. To łatwiej nawet zrozumieć. Przecież doskonale wiesz, że nie ma żadnego logicznego powodu, dla którego atak paniki miałby cię spotkać tylko dlatego, że jesteś w innym miejscu. Poza murami swego bezpiecznego schronienia. To tylko twoja wyobraźnia wzbudza uczucie lęku. To swoich uczuciowych wyobrażeń się boisz. Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak ci najtwardsi z najtwardszych przechodzą nietknięci przez traumatyczne dla innych wydarzenia? Na przykład żołnierze służb specjalnych w akcjach wojskowych? Nie mają wyobraźni. Albo umieją ją kontrolować. Zapewne jedno i drugie. Zdarzenia to zdarzenia. Śmierć to śmierć. Strach dotyczy tylko wyobrażeń na ich temat, a nie ich samych…
Jeszcze prościej wyjaśnić lęk przed natrętnymi myślami. Tu jest już oczywiste, że boisz się wyłącznie swoich własnych wyobrażeń. Napięcie lękowe podsuwa ci złe myśli, ty podążasz za nimi w otchłań i jeszcze bardziej zwiększasz napięcie.
Pomyśl, że to twoje własne wyobrażenia i że to ty sam je tworzysz!… I możesz na nie wpływać.
* * *
Nasz układ nerwowy jest zintegrowany i stanowi całość. Zarówno autonomiczny, jak somatyczny, przetwarza uczucia i świadome myśli. Jak naprawdę działa, tego chyba jeszcze do końca nie wiadomo, ale fakt, że ma strukturę sieci neuronów, każe się domyślać, że jest to całość, choć podzielona na wyspecjalizowane fragmenty, o rozproszonych i współrealizowanych funkcjach. Fakt wpływania myśli na uczucia i odwrotnie nietrudno ukazać w prostym rozumowaniu i na przykładach.
Myślenie o czekających nas przyjemnościach, osobach i miejscach, które lubimy, wspomnienia miłych sytuacji, choćby przeglądanie albumu ze zdjęciami z udanych wakacji, w naturalny sposób wprowadzają w radosny nastrój. Uśmiechamy się. Mówimy, że się „rozmarzyliśmy”. Lubimy te stany rozmarzenia. Rolę takich „marzeń” spełniają też znakomicie telewizja, filmy, literatura i sztuka w ogóle. Dobry, lekki film czy książka potrafią znakomicie zrelaksować i wprowadzić w pogodny nastrój. Dlatego tak je lubimy. Według tego samego mechanizmu smutny film smutno nas nastraja. Czasem trzeba kilku godzin albo i dni, żeby się z takiego smutku otrząsnąć.
Podążanie za mrocznymi lub przerastającymi naszą ludzką rzeczywistość wyobrażeniami nieodzownie wprowadza w świat mrocznych i przerastających nas uczuć. Znakomicie opisują to mistycy wszystkich religii. Zbliżanie się do Absolutu i rozważanie tego stanu wprowadzają ich nieuchronnie w pustkę, porażający mrok, poczucie absolutnej samotności, paradoksalnego opuszczenia przez Boga. Ciemna noc mistyków to uniwersalne doświadczenie osób głęboko poszukujących w sensie duchowym. Stan w uczuciowym sensie zbliżony do nerwicowego. Nie chcę wchodzić w aspekt religijny takich doświadczeń (odpowiednia literatura jest łatwo dostępna, np. wydane niedawno listy Matki Teresy z Kalkuty). Ważne, że z punktu widzenia ludzkiej psychiki doświadczenia te potwierdzają fakt, iż uczucia „nadążają” za rozmyślaniami.
Grzegorz Szaffer
Polecamy: