Co znaczy przebaczyć i czy przebaczenie ma sens? – rozmowa Joanny Podsadeckiej i ks. Jana Kaczkowskiego.
Joanna Podsadecka: Papież Franciszek napisał do wiernych życzenia na 2016 rok: „Możesz mieć wady, być lękliwy i czasem poirytowany, ale nie zapominaj, że Twoje życie jest największym przedsiębiorstwem świata. Tylko Ty możesz zapobiec jego fiasku. Wielu Cię ceni, podziwia Cię i Cię kocha. Chciałbym, żebyś pamiętał, że być szczęśliwym, to nie znaczy mieć niebo bez burzy, drogę bez wypadków drogowych, pracę bez wysiłku, relacje bez rozczarowań. Być szczęśliwym to znaleźć siłę w przebaczaniu, nadzieję w walkach, bezpieczeństwo na scenie strachu, miłość w niezgodzie”.
Ks. Jan Kaczkowski: Piękne te życzenia od Ojca Świętego. W gruncie rzeczy Papież napisał o tym, jak w Roku Miłosierdzia być miłosiernym.
Co zrobić, gdy pojawia się pokusa, żeby zrewanżować się komuś, kto nas skrzywdził, tym samym?
To jest tylko pokusa, a z pokusami trzeba walczyć. To jest wysiłek: być na tyle eleganckim, żeby nawet w złości, kiedy ktoś nas obrazi, nie odwdzięczać się tym samym. Ale odpowiedzmy sobie na pytanie: dlaczego warto? Wszystkie kłopoty, przeciwności powinniśmy traktować jako wyzwanie. Mogę kimś pogardzić, ale co to zbuduje? Zbuduje jego? Mnie? Wydaje mi się czymś przepięknym, pociągającym to, że każdy ma szansę życiem napisać swoją Ewangelię. Wtedy, kiedy nienawidzę, kiedy pogardzam innym, wkładam kolejne ciężary na ramiona Zbawiciela, który już dźwiga niemało.
„Czy mogę przebaczyć matce, która biła mnie okrutnie, poniżała, a potem odebrała sobie życie, gdy miałam zaledwie 14 lat? Czy wybaczyć ojcu, który katował mamę, mnie, brata, molestował mnie i zapił się na śmierć, kiedy miałam 20 lat? Teraz mam 46 lat i dużo spokoju w sobie. Zdrowie marne, a potrzebne do opieki nad 94-letnią babcią. Czy mogę wybaczyć mężowi, który zdradził mnie dwukrotnie? Już się jakoś pogodziłam z tymi faktami, ale z przebaczeniem to trudna sprawa”.
Trzeba dążyć ku przebaczeniu, co wcale nie jest łatwe. Jeżeli Pani przepracuje te trudne stany emocjonalne, to Pani ulży. Proszę sobie wyobrazić, że trwa Pani do końca życia w tym poczuciu krzywdy. To by chyba było potworniejsze niż przebaczenie. Widzę, że jest Pani bardzo silną osobą, skoro dotychczasowe życiowe dramaty przetrwała Pani tak mężnie i ma takie dobre serce, że jeszcze opiekuje się swoją, pewnie ukochaną, babcią, która być może też nie ma łatwego charakteru.
Ksiądz Józef Tischner pisał: „Trzeba pamiętać, że przebaczenie nie oznacza uniewinnienia. Gdy przebaczam, to wcale nie twierdzę, że nie było zła. Wręcz przeciwnie, zło było i właśnie dlatego mogę przebaczyć. Przebaczenie oczyszcza mnie, a nie mego winowajcę – oczyszcza z pragnienia odwetu. Mogę teraz złożyć sprawę w ręce Boga: niech On będzie sędzią. I jeszcze jedno: dlaczego przebaczam?, bo Bóg pierwszy przebaczył. Nic tak nie odsłania obrazu Boga w człowieku jak właśnie zdolność do wybaczania”.
Istnieje przekonanie, że jeśli przebaczę, to przyznam się do winy. To nieprawda. Będziemy czuli się lżejsi, wyzbywszy się woli odwetu. Być może winowajca poczuje swoją winę. Ze zła może wyrastać dobro. Wiemy o tym, doświadczyliśmy tego albo doświadczymy.
„Od małego byłam traktowana przez tatę jak osoba nic niewarta, poniżał mnie, tak samo jak moją mamę. Ostatnio w ataku furii wyrzucił mnie z domu. Całe szczęście, że studiuję, więc nie potrzebuję od niego łaski, ale kłótnia trwała długo. Myślałam, że Wigilia zmieni sytuację. Chciałam podzielić się z nim opłatkiem, ale on się ode mnie odwrócił. Co mam robić? Wybaczałam mu już tyle razy, nie mam siły kolejny raz, nie chcę takich stosunków. Trudna relacja z tatą niszczy moją wiarę. Oskarżałam nieraz Boga, że nie może go nawrócić, pomóc mu. Wiem, że to jest złe, ale silniejsze ode mnie”.
Droga Pani, to nie Pan Bóg nawróci Pani ojca, tylko on sam musi chcieć i poszukiwać relacji z Panem Bogiem. Proszę pamiętać o słowach Ewangelii. Gdy Piotr zapytał: „»Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?«. Jezus mu odrzekł: »Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy«”. To jest właściwy kierunek. Trzeba dążyć do uczciwej rozmowy. Nikt nie może mieć do Pani pretensji, że jest Pani z czymś źle. Trzeba bardzo jasno komunikować to, co siedzi w nas w środku. Często w stosunku do najbliższych to nie jest łatwe, ale nie jesteśmy zwolnieni z powinności dopukiwania się do wnętrza naszych bliskich, zwłaszcza rodziców.
Czy życie z alkoholikiem to krzyż, który trzeba nieść, czy od którego trzeba uciekać?
Zdecydowanie należy uciekać, bo ten krzyż ciągnie nas w dół. Musimy odciąć te balasty, które nas nieustannie ciągną w dół.
A jeżeli kobieta jest związana z alkoholikiem sakramentem małżeństwa? Ona – z jednej strony – czuje, że ją to niszczy, a z drugiej – że jej powinnością jest jakoś mu pomóc. Nie daje sobie prawa, żeby odejść. Ma poczucie, że jej obowiązkiem jest zostać.
Nie, obowiązkiem w takiej sytuacji jest odejść, byleby ją/jego jakoś zabezpieczyć.
Wydaje mi się, że księża rzadko mówią coś takiego.
Mamy obowiązek chronienia swojego życia i zdrowia. W małżeństwie ani ja jako mężczyzna, ani ty jako kobieta nie jesteśmy workami do bicia.
„Alkoholowa choroba mojej bratowej to tajemnica poliszynela. Niestety jej mąż, córka i rodzice nic z tym nie robią. Ostatnio zacieśniłam więzi z bratem i bratową, zobaczyłam, co się dzieje. Nie wiem, jak zabrać się do tej rozmowy. Chętnie zaczęłabym bez owijania w bawełnę, prosto z mostu. Boję się jednak, że zranię kogoś i nic nie osiągnę”.
Ma Pani obowiązek ludzki i braterski interweniować w tej sprawie. Jeżeli Pani nic nie zrobi, to także może zranić wiele osób.
„Grzesznych upominać” to jeden z uczynków miłosierdzia względem duszy. Czy żyjąc obok kogoś, kto postępuje źle, mamy obowiązek upominać, próbować na niego wpływać, czy raczej starać się zmieniać sytuację jakimiś dyskretnymi gestami?
Zawsze mamy obowiązek dążyć do zmiany postępowania tego, kto źle się zachowuje. Możemy to robić albo werbalnie, ale nie nachalnie, z wyczuciem, albo wedle starej zasady: Verba docent, exempla trahunt – słowa uczą, przykłady pociągają. Środki dobierajmy stosownie do sytuacji, rozsądnie i logicznie, tak żeby nie pogorszyły sprawy. Trzeba tutaj powiedzieć, że w pewnych sytuacjach brak upominania należy potraktować dokładnie tak samo jak zaniechanie działania w innych przypadkach. Dojrzałość jest ważna tak samo jak umiejętność ocenienia, czy należy działać, czy się wstrzymać od działania, by nie doprowadzać do sytuacji, gdy po naszej interwencji, upomnieniu kogoś, wydarzyło się więcej zła niż dobra.
Czy wchodzi tu w grę rozstrzygnięcie, czy materia jest poważna?
Oczywiście, czym innym jest upomnienie: „Nie zabijaj teściowej” (to będzie materia poważna), a czym innym: „Nie pluj na trawnik” (to, jak się Państwo domyślają, lekka).
Śledząc drogę życiową wielu duszpasterzy, często można zauważyć proces odchodzenia od rygoryzmu, zasadniczości do wyrozumiałości dla cudzego błądzenia, niechęci do osądzania, łagodności.
Wydaje mi się, że to jest słuszna perspektywa. Lepiej z wiekiem stawać się miłosiernym ojcem niż człowiekiem mściwym i pamiętliwym. Wielkodusznym niż małostkowym. Potępiać czyn, a nie osobę.
Pamiętam, jak w czasie naszego pierwszego spotkania powiedziałeś: „Lepiej być zacnym niż niecnym”.
Nic się nie zmieniło, nadal tak uważam.
Twierdzisz, że dziś jest w Tobie więcej zrozumienia dla człowieka, który się boryka z problemami, niż kilkanaście lat temu. Pewnych rzeczy czasem nie mówisz wprost, by kogoś nie dobić. Skąd to się bierze?
Myślę, że to przychodzi z wiekiem. Coraz większa mądrość życiowa, a także duszpasterska. Dawniej byłem katotalibem, który potrafił przywalić na oślep. Stałem się delikatniejszy. Gdyby postępować niezwykle rygorystycznie wobec wszystkich przez całe życie, to efekt ewangelizacyjny, który chcielibyśmy osiągnąć, będzie nikły, znacznie słabszy niż wtedy, gdy będziemy na co dzień zachowywać się w duchu Ewangelii.
Ludzie, przychodząc do księdza, raczej oczekują słów, które ich odbudują niż upokorzą. Zdecydowanie.
Często przychodzą, bo chcą usłyszeć: „Możesz wystartować od nowa. Nie bój się”. Czasem też wymagają, żeby im odpowiedzieć na ich własne pytania. A ja nie mogę tego zrobić, bo to byłoby zabieranie im ich wolności i przekreślanie ich odpowiedzialności. Są sytuacje, kiedy człowiek sam musi sobie odpowiedzieć na pewne pytania, nawet jeżeli to zaboli.
Joanna Podsadecka, ks. Jan Kaczkowski,
fragment książki „Dasz radę”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2016
Polecamy: