Kiedyś oglądałam wszystkie seriale. Wszystkie. Żeby wam uświadomić skalę mojego uzależnienia wymienię tytuły niektórych: Klan, Barwy szczęścia, Rodzinka, Magda M., Agata, Przepis na życie, Na Wspólnej, M jak miłość, Życie jest piękne… i tak dalej. Brakuje jeszcze z dwudziestu tytułów.
Z nałogu leczyłam się stopniowo. Najpierw ograniczyłam ich liczbę do dwóch (no dobra, nie tak stopniowo). Jeden się skończył, a później przyszły wakacje i drugi również przestał być emitowany. Po wakacjach nie wróciłam. Dziś tylko jak jestem u rodziców to czasem z mamą oglądam M jak miłość i dopytuję, co tam słychać u Mostowiaków – toż to prawie rodzina. Przyznanie się publiczne, że oglądałam seriale, uważam za namacalny dowód, iż dystans do siebie, którym tak zawsze się chwaliłam, rzeczywiście istnieje.
Kolejnym aspektem utraty kontaktu ze światem była rezygnacja z czytania portali plotkarskich. Poszło całkiem, całkiem. Pewnego dnia w jakimś kontekście przyszła do mnie informacja, że Anna Mucha jest w drugiej ciąży. „I ja o tym nie słyszałam?” – pomyślałam i wróciłam do swoich zajęć. Pogodziłam się z tym, że nie wiem, kto jest dobrze, a kto źle ubrany. Która aktorka schudła, a która przytyła. Kto się rozwodzi, a kto bierze ślub. Pamiętam, jak kiedyś zachwycałam się, że Paweł Małaszyński będzie ambasadorem akademii przyszłości i opowiadałam o tym przyjaciółce ze studiów, a ona mnie pytała, kto to jest Paweł Małaszyński? Ostatnio ona opowiada mi o pewnej modelce, a ja pytam, kto to jest. I tak to się rolę odwróciły.
Następny krok (choć one właściwie wszystkie działy się w tym samym czasie – po narodzinach Śmieszki rzecz jasna) to zaprzestanie oglądania telewizji w ogóle. Często się śmieję, że kiedyś mówiłam, iż oglądam mało telewizji, ale z perspektywy czasu widzę, że oglądałam bardzo dużo. Teraz dopiero mogę powiedzieć, że nie oglądam. Szczególnie cenne okazało się wyeliminowanie wszelakich programów informacyjnych. Gdyby nie M., który przynosi mi najważniejsze informacje ze świata, to chyba naprawdę straciłabym kontakt z rzeczywistością.
Miało być trochę ironicznie, trochę śmiesznie. Nie wiem, jak wyszło. Czasem zastanawiam się poważnie, jak długo tak się da? Czy to nie jest ignorancja? Nie wiem, ale dzięki temu zrobiłam w moim wewnętrznym świecie takie wietrzenie magazynów, a przestrzeń, którą teraz mam, jest dla mnie tak cenna, że nie czuję potrzeby, by znowu ją zagracać. Zobaczymy, co będzie dalej.
Emilia Goźdź
Polecamy: