Pojęcie współuzależnienia wywodzi się z USA. Mówi się tam o co-dependency. Oznacza to, że bliscy osoby uzależnionej przechodzą analogiczny rozwój, w którym występują prawie wszystkie problemy psychospołeczne cechujące „głównego” nałogowca.
Czasem prowadzi to nawet do tego, że osoby współuzależnione również uzależniają się od środków uzależniających. Jeśli nawet same nie piją alkoholu i nie zażywają żadnych leków albo innych narkotyków, ich współuzależnienie może prowadzić do tak ogromnych zaburzeń psychospołecznych, że i one muszą zostać objęte leczeniem.
Współuzależnienie nie spada z nieba, lecz narasta stopniowo. Podobnie jak w przypadku osoby pijącej alkohol przejścia między „normalnym” piciem, piciem w sposób problemowy oraz uzależnieniem są płynne, tak i współuzależnienie rozwija się pod wpływem rozmaitych możliwości akceptacji zachowań osoby pijącej, które określa się jako towarzyszenie osobie uzależnionej. Objawy te są pewnym modelem działania, który może prowadzić do współuzależnienia, jeśli nie rozpozna się go i nie wyeliminuje wystarczająco wcześnie. Ma ono początek wtedy, gdy osoby bliskie pijakowi tolerują negatywne następstwa jego picia.
Przejęcie odpowiedzialności
Gdy osobę pijącą alkohol w sposób problemowy zacznie cechować coraz większa niesolidność, wyrażająca się w zaniedbywaniu ważnych zadań, wtedy ludzie z jej otoczenia zastępują ją często i ponoszą za nią odpowiedzialność, ponieważ „ktoś musi przecież załatwić te sprawy”. Partnerzy sami zaczynają zajmować się sprawami związanymi z dokumentami i zarządzać finansami, troszczyć się bardziej o dzieci, a czasem dzwonią także w poniedziałki do biura, aby kaca partnera przedstawić jako grypę. Koledzy wykazują dużą gotowość niesienia pomocy, przejmują obowiązki pijącego kolegi i chronią go przed czujnym okiem przełożonego. Nie chce się go zostawić na lodzie, ponieważ „on tak naprawdę jest przyzwoitym facetem”. Te godne szacunku motywy prowadzą z czasem do katastrofalnych następstw:
- Osoba, dla której picie alkoholu stanowi problem, stopniowo coraz bardziej zostaje odciążona od wszystkich problemów i nie musi ponosić konsekwencji swego anormalnego zachowania. W coraz większej mierze zostaje jednak także ubezwłasnowolniona i wyłączona z procesów decyzyjnych.
- W wyniku swej dodatkowej pracy członek rodziny albo kolega ma z czasem nadmiar obowiązków; w konsekwencji któregoś dnia w jego reakcji pojawia się wściekłość, rozpacz albo obraza i czyni za to odpowiedzialnym osobę uzależnioną. Angażuje bardzo wiele energii w naprawianie konsekwencji picia i za mało konfrontuje się ze swą własną sytuacją. W tym punkcie niezwykle ważne jest, aby powrócić do zainteresowania się własną osobą oraz do odpowiedzialności za samego siebie, a osobę pijącą znów postrzegać jako tego, kim jest: jako człowieka samodzielnego i osobiście odpowiedzialnego za całość swych działań i zaniedbań, nawet jeśli panuje chaos. Ten punkt widzenia umożliwia innym osobom nabranie dystansu nieodzownego do przejrzystego działania.
Próby kontroli
Przede wszystkim partnerzy i dzieci próbują często latami kontrolować osobę pijącą oraz jej spożycie alkoholu. Oto szuka się butelek w szafach i triumfująco wylewa, albo „przypadkiem” nie zostawia się ojca samego w domu, „ponieważ mógłby zrobić jakieś głupstwo”. Za tymi wszystkimi, daremnymi wysiłkami kryją się u członków rodziny skrajna bezsilność i rozpacz, podczas gdy osoba pijąca zazwyczaj reaguje wściekłością albo wzruszeniem ramion i wykrętami (np. jeszcze lepszym ukrywaniem alkoholu).
Jeśli wpatrujemy się w pijaka jak królik w węża, wtedy nie osiągamy nic. Przeciwnie, nasze dobre samopoczucie będzie uzależnione od destruktywnego zachowania drugiego, w wyniku czego rzadko będziemy czuć się dobrze, a osoba pijąca w sposób problemowy zyska kilka dodatkowych powodów, aby użalać się nad sobą i światem.
W tej sytuacji pozostaje tylko jedna rzecz do zrobienia: osoba bliska alkoholikowi musi zastanowić się nad sobą i przyznać się, że jest bezradna wobec picia drugiej osoby i nie może mieć żadnej rzeczywistej kontroli nad jej postępowaniem.
Brak przejrzystości i niekonsekwentne zachowanie
Ludzi, którym w innych sytuacjach nie brakuje pewności życiowej i którzy mają głęboką znajomość natury ludzkiej (co oznacza, że w życiu codziennym nie pozwalają na to, aby „wpuszczać ich w maliny”), ich partnerzy zbywają obietnicami przez lata. Zawierają z nimi umowy, których nigdy nie mogą skontrolować, oraz reagują niekonsekwentnie na najbardziej zapierające dech nietakty i rozczarowania. Jak może do tego dojść?
Najbardziej skomplikowane w problemie alkoholowym jest to, że pijak całkowicie wierzy w swe pragnienie poprawy i przekazuje to na zewnątrz w sposób wiarygodny. O poranku, skacowany i zawstydzony swym kolejnym niepowodzeniem, jest w pełni przekonany o tym, że nigdy więcej nie ruszy nawet kropli, aż do wieczora, kiedy znów będzie musiał zalać alkoholem jakąś złość albo oblać jakąś radość.
Partnerzy i członkowie rodziny towarzyszą mu, wykazując ogromną zdolność do cierpienia, aby tylko nie musieć spojrzeć prawdzie w oczy. Wtedy bowiem stałoby się jasne (co dostrzegli już dawno w momentach jasnego widzenia), że muszą działać. Działać wbrew uporowi uczuć, wbrew miłości, wspólnym interesom i sprawom, za które jest się wspólnie odpowiedzialnymi, oraz wbrew lękom przed konsekwencjami. Jedyna możliwość, by pomóc sobie (i przez to także osobie pijącej), polega na tym, aby uświadomić pijakowi jego uchybienia, uzmysłowić mu wyraźnie konsekwencje jego postępowania, a także wprowadzić je w życie w sytuacji kryzysowej.
Wina i wstyd
Kolejnym powodem, odstraszającym osoby bliskie pijakowi od konsekwentnego postępowania, jest poczucie winy. Ludzie podatni na współuzależnienie czują się często bardziej odpowiedzialni za postępowanie innych niż powinni, co w rezultacie ma na nich negatywny wpływ. To czyni ich z kolei podatnymi na wyrzuty, które słyszą od osób pijących, szukających usprawiedliwienia dla swego postępowania: „Ty (z twoim wiecznym zrzędzeniem, z ciągłą dominacją, narzekaniem, z przekonaniem, że masz zawsze rację, itd.) jesteś winny(-a) temu, że piję”, „Gdybyście ty i świat byli inni, nie musiałbym chlać tak wiele!”.
Wielu członków rodziny bierze tę winę na siebie i nie udaje im się przez to zabezpieczyć siebie i rodziny przed zagrażającym nieszczęściem: „Jeśli mój mąż zejdzie na psy, to jestem temu winna”, „Nienawidzę tego, że mam pijaczkę za żonę, ale jeśli odejdę, to co się wtedy stanie z dziećmi?”. W ten sposób pętla zaciska się coraz mocniej aż do tego stopnia, że wszystkie osoby, które biorą w tym udział, nie mogą się z niej zazwyczaj wyrwać bez pomocy z zewnątrz.
Dorośli dorastający w rodzinie, w której przynajmniej jedno z rodziców było alkoholikiem albo piło nadmiernie, mają przy tym szczególne trudności ze swym poczuciem winy. Przez wiele lat dzieciństwa – świadomie lub nieświadomie – ugruntowało się w nich przekonanie, iż to oni są powodem tego, że ich rodzice piją. Poczucie to wzmacniają stwierdzenia osoby pijącej, wypowiadane przez nią często mimochodem: „Gdybyś był inny (pilniejszy, lepszy w szkole, więcej czasu spędzał w domu itp.), byłbym bardziej zadowolony”. Albo: „Tak bardzo mnie martwisz!”. W tego rodzaju stwierdzeniach pobrzmiewa zawsze: „Dlatego muszę tak dużo pić”. Tak długo, jak osoba ma poczucie winy albo odczuwa wstyd z powodu picia drugiej osoby, jest niezdolna do działania. Dopiero gdy uzna, że pijak jest całkowicie sam odpowiedzialny za swe picie i jego konsekwencje, wtedy odzyskuje niezależność potrzebną do konfrontacji z pijakiem.
Klaus Dietze i Manfred Spicker
Polecamy: