Nazywają mnie Meszuge, jestem alkoholikiem. W chwili obecnej alkohol nie stanowi głównego problemu w moim życiu (właściwie nie stanowił chyba nigdy).
Kiedy mówię coś takiego podczas mityngu AA, to zwykle znajdzie się ktoś, kto ironicznie spyta, po co w takim razie nadal chodzę na te mityngi. Odpowiadam wtedy, że głównie po to, żeby ZNOWU nie mieć problemu z alkoholem. Często jednak odnoszę wrażenie, że nie wszyscy to rozumieją.
Jeśli dziś alkohol nie jest w moim życiu problemem, to taki stan rzeczy zawdzięczam profesjonalnej terapii odwykowej oraz Wspólnocie Anonimowych Alkoholików. Obu jestem wdzięczny i pewnie dlatego staram się nie zajmować stanowiska ani nie brać udziału w dyskusjach na temat: Co jest lepsze – psychoterapia czy może Wspólnota AA? Korzystałem z obu tych form pomocy i wsparcia, nadal też uważam, że w warunkach z końca XX wieku takie właśnie rozwiązanie było optymalne. W drugiej połowie 1998 roku uczestniczyłem regularnie w mityngach AA i zajęciach terapeutycznych, miałem nawet sponsora i… nie potrafiłem przestać pić. Alkoholikowi, który – jak ja wówczas – nijak nie jest w stanie utrzymać abstynencji, pomimo wsparcia Wspólnoty AA oraz sponsora, proponowałbym także i dzisiaj: Dajże sobie pomóc, człowieku, pozwól się zapakować do „zamkniętego” ośrodka odwykowego; przez tych kilka tygodni przejaśni ci się w głowie („odparujesz”), dowiesz się, czym jest alkoholizm, poznasz kilka przydatnych narzędzi psychologicznych ułatwiających utrzymywanie abstynencji, a po wyjściu z takiego ośrodka natychmiast zaczynaj realizować Program Dwunastu Kroków AA z pomocą sponsora.
Czy sama terapia odwykowa wystarczy? W moim przypadku jakoś nie wystarczyła, poza tym trudno przecież zakładać, że można zbudować normalne życie, opierając się tylko na zaleceniach i regułach psychoterapii odwykowej. Ale to już zupełnie inna sprawa…
Nie odpowiadam również na pytanie, czy we Wspólnocie AA bardziej potrzebna jest wiara, czy wiedza. Ja głęboko wierzę, że Program AA jest dobrym pomysłem na moje życie.
Wierzę też w mądrość wielu prostych powiedzeń AA-owskich, choćby tego, które mówi, że ten Program działa, kiedy ja działam. A jeżeli mam działać, to chyba jednak lepiej byłoby dla mnie, choć na pewno nie tylko dla mnie, gdybym wiedział, co i w jaki sposób mam zrobić, żeby osiągnąć pożądane i oczekiwane efekty, czego się ode mnie oczekuje, na czym konkretnie ma polegać realizacja zadania, które mam wykonać; a jeszcze wcześniej, jak osiągnąć pełną gotowość do tego działania.
W pijanym widzie próbowałem podejmować się najróżniejszych prac, o których nie miałem żadnego pojęcia, na których kompletnie się nie znałem. Duma i pycha nie pozwalały mi przyznać, że czegoś nie wiem, i poprosić o radę, wskazówki albo instrukcje. Kierując się zupełnie nierealistycznymi, czyli po prostu pijanymi, rojeniami o własnych możliwościach, umiejętnościach i zdolnościach, wierzyłem, że potrafię naprawić zegarek, gaźnik, aparat fotograficzny itp. Rezultaty prawie zawsze były opłakane. Wierzę, że objawem obłędu jest oczekiwanie odmiennych efektów przy niezmienionych działaniach (w AA mówią w takich sytuacjach: rąbiesz nie to drzewo), dlatego w swoim trzeźwym życiu chcę postępować inaczej: najpierw więc dowiedzieć się, zorientować, co mam zrobić i jak się do tego zabrać, a dopiero później działać. Wierzę, że wiara, zapał i dobra wola są niezwykle ważne, ale obawiam się, że w wielu wypadkach jednak nie wystarczą.
W sensie organicznym czy biologicznym alkoholizm jest chorobą trwałą. Ale alkoholizm nie ogranicza się przecież tylko do specyficznej reakcji organizmu osoby uzależnionej na alkohol – jest więc nie tylko chorobą ciała (swoistą alergią), lecz także chorobą duszy i umysłu (psychiki). Jeżeli gdziekolwiek dalej piszę o możliwości wyzdrowienia z choroby alkoholowej, alkoholizmu, nie mam na myśli możliwości powrotu do kontrolowanego, towarzyskiego, bezproblemowego picia, ale właśnie uzdrowienie duszy i umysłu (psychiki). I tylko w takim sensie uważam, że z choroby alkoholowej można wyzdrowieć (wytrzeźwieć, zostać uzdrowionym).
Dno pijącego alkoholika, które wzbudza tyle wątpliwości, kontrowersji i sporów, nie jest może łatwe do zdefiniowania, ale przedstawienie kilku przykładów nie nastręcza zazwyczaj większych problemów: zwolnienie z pracy (zwłaszcza dyscyplinarne), rozwód, atak delirium tremens, wypadek drogowy spowodowany po pijanemu, detoks, próba samobójcza – zdarzenia czasem spektakularne, ale zawsze dramatyczne. Bardzo często w wydarzenia tego typu zaangażowanych jest też, w różny zresztą sposób, wiele innych osób lub instytucji: personel medyczny, rodzina, policja, pracodawca, komornik, sąd, kurator, bank. Uderzenie o takie dno przynosi często skutki zbawienne, a wstrząs, który mu towarzyszy, może na moment wyrwać alkoholika z pijanego obłędu i skierować w stronę poradni odwykowej lub na mityng AA. Wtedy los potrafi się odmienić: alkoholik przestaje pić, bić, oszukiwać i kraść, jest już dobrze, spokojnie, wszyscy są zadowoleni. Bajka mogłaby się kończyć w tym momencie zdaniem: odtąd żyli długo i szczęśliwie, ale przyszłość nie zawsze jest tak kolorowa, jak obiecują to pierwsze tygodnie i miesiące abstynencji.
Dno alkoholika niepijącego nie jest aż tak ostro zarysowane, powiedziałbym, że to raczej niewyraźny cień majaczący słabo w mętnej wodzie. W takie dno nie uderza się z wielkim hukiem, w sposób zwracający powszechną uwagę, spektakularnie, lecz opada na nie cicho, niepostrzeżenie, grzęznąc powoli w lepkim mule. Poczucie nieudolności i niewydolności, kompletne zagubienie w tym swoim nowym życiu, przekonanie o nieprzydatności, przykre wrażenie, że jest się jednak kimś gorszym, człowiekiem drugiej kategorii, samotność i alienacja, tysięczne urazy i lęki, poczucie winy i krzywdy, rozgoryczenie, brak sensu i celu w życiu, pustka duchowa (wiecznie głodna czarna dziura) i wreszcie… całkowita i ostateczna utrata nadziei.
Z takimi problemami zwykle zostajemy sami. Na własne życzenie – ktoś powie – i bardzo możliwe, że będzie miał rację, mnie jednak w tej chwili (i zawsze) interesują raczej środki zaradcze niż szukanie winnych. Poza tym… o winie orzeka sąd – ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego (Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni – Mt 7,1–3).
Mam wrażenie, że niewiele brakowało, a utknąłbym na takim dnie na długo, być może nawet na zawsze. Nie jest przy tym wykluczone, że nadal byłbym w stanie skutecznie utrzymywać abstynencję, jednak… Przecież nie o takie życie mi chodziło, nie tak miało być, nie po to przestawałem pić, żeby dalej się męczyć. Męczyć z życiem i samym sobą.
Od wielu już lat żyję zupełnie inaczej. Może ciągle niedaleko dna, ale jednak w takiej od niego odległości, która zapewnia mi względne poczucie bezpieczeństwa, a nawet satysfakcjonujący komfort psychiczny. Wynosi ona dokładnie dwanaście kroków. Dwanaście Kroków Anonimowych Alkoholików.
Narzędziem, jakie poznałem i dzięki pomocy innych ludzi (zwłaszcza sponsorów) z pewnym powodzeniem zastosowałem wobec siebie samego, jest Program Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Oczywiście na AA i ich Dwunastu Krokach, Dwunastu Tradycjach i Dwunastu Koncepcjach świat alkoholika się nie kończy, a przynajmniej nie musi.
Znam propozycję sławnego amerykańskiego psychologa Fryderyka Skinnera, nazywaną humanistycznymi dwunastoma krokami. Dosyć ciekawym rozwiązaniem dysponuje wspólnota Cenacolo. Dalej Guttempler, choć ich zakres działania jest nieco szerszy, bo obejmuje osoby uzależnione od różnych substancji zmieniających świadomość; to zresztą jest dość częste w przypadku rozwiązań alternatywnych wobec Wspólnoty AA. W wielu krajach niemieckojęzycznych działa Blaues Kreuz, w Ameryce i Niemczech istnieje wspólnota Synanon. Ponadto w Polsce pomoc i wsparcie od lat oferuje alkoholikom Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu, Ruch Trzeźwości im. św. Maksymiliana Kolbego, Katolicki Ruch Światło-Życie, także Krucjata Wyzwolenia Człowieka.
W każdym razie jest w czym wybierać. Po różnych próbach i eksperymentach ostatecznie wybrałem Wspólnotę Anonimowych Alkoholików i jej Program.
Książka „12 kroków od dna. Sponsorowanie” dotyczy Programu Dwunastu Kroków oraz Dwunastu Tradycji Wspólnoty Anonimowych Alkoholików i zawiera, między innymi, odpowiedzi na pytania: jak ja ten Program rozumiem, jak stosowałem i stosuję go w życiu, jakie przy tym popełniałem błędy. Czytelnik znajdzie tutaj moje przemyślenia, doświadczenia i wątpliwości na temat Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji, ale również wnioski wynikające z doświadczeń i obserwacji innych alkoholików, z którymi zetknąłem się na AA-owskim szlaku. Zwrócę jeszcze raz uwagę na słowo moje – ja nie prezentuję tutaj jakiejś oficjalnej wersji Programu zatwierdzonej przez Wspólnotę AA – nawet gdyby coś takiego istniało, a nie istnieje; jeśli kogoś tu reprezentuję, to tylko i wyłącznie samego siebie.
Meszuge
polecamy: